Transodra Online
Znajdziesz nas na Facebooku
„Gazeta Chojeńska” numer 39 z dnia 25.09.2007

Prezentujemy tu wybrane teksty z każdego numeru.
Wszystkie artykuły i informacje znajdują się w wydaniu papierowym.
Mało lokalnych kandydatów
Kulinarne fantazje
A skąd ty pochodzisz?
Biegniemy w sobotę
Bitwa o Cedynię wygrana - walczymy o więcej
Wystawa archeologiczna w Mieszkowicach
Nadzieja dla Aleksandry
PIŁKA NOŻNA

Bitwa o Cedynię wygrana - walczymy o więcej

Ideologie - i kto to mówi?
Nie będzie to kolejny artykuł, w którym udowadnia się, że bitwa miała miejsce pod Cedynią, bo mediewiści już dawno rozstrzygnęli ten spór na jej korzyść (co przypomniał w ostatnim wydaniu "GCh" A. Kordylasiński). Bo tak naprawdę nie o spór historyczny w tej lokalnej polemice idzie, a o zupełnie inny problem, dla którego historyczna scenografia jest jedynie przykrywką. Chodzi o ów "narodowy mit" czy też "fałszywy mit", czyli prawdziwą płaszczyznę boju, zakreśloną przez R. Ryssa w "GCh" nr 32-33 i R. Skryckiego - nr 36 (nawiasem "mit" jest przecież z definicji fałszywy, jest mitem właśnie).
Ich intencje charakteryzują następujące wyrażenia: nacjonalizm, ksenofobia, nienawiść, wszechpolskie rozumienie patriotyzmu. O ile na początku Ryss stawia warunki i postuluje, o tyle Skrycki później już kategorycznie żąda, by "rewidować fałszywą tradycję" (nie podając żadnego dowodu, że jest ona fałszywa!). Według nich tradycyjny patriotyzm "przynosi same szkody", dlatego należy go zniszczyć lub co najmniej gruntownie przebudować (tak jakby duchowość człowieka była czymś, co można dowolnie lepić - podobnie jak u marksistów). Chodzi też o to, by porzucić myślenie w kategoriach państwowych, a skupić na tożsamości regionalnej, kresowej. Dlaczego? Bo państwa narodowe są przeżytkiem, który trzeba odrzucić w obliczu Unii Europejskiej, postulującej "skupianie się na regionalizmie". Stąd winniśmy "postrzegać ten region jako wieloetniczny i wielokulturowy tygiel", bo to człowieka ubogaca i doskonali (choć doświadczenia "kresowiaków" mówią coś innego: ludzie na kresach mieli wyostrzone poczucie własnej tożsamości, nie byli nigdy kulturowo zlepkiem np. Polaka, Ukraińca, Rusina, Niemca etc.) Skrycki chce nowej tożsamości również dlatego, że tradycyjne, jak pisze, "wszechpolskie rozumienie patriotyzmu wystawia nas na pośmiewisko sąsiadów i Europy".
W jakim celu "trzeba" to zrobić? Celem jest tworzenie w "nowej" Europie "nowego człowieka idealnego". Człowiek taki nie może mieć przeszłości, historii, narodu, wspólnoty, religii itp.; a państwo o tyle, o ile jest tego państwa posłusznym niewolnikiem. Jeśli ma coś, z czym, nie daj Bóg, może się związać, utożsamić, to tragedia, boć to prosta droga do postawy "narodowo-faszystowskiej". Ten na nowo ulepiony człowiek ma być otwarty na wszelkie typy zachowań, obowiązkowo tolerancyjny, miłujący wszelkie, nawet najbardziej dziwaczne kultury, ale bezlitośnie negujący swoją, jednym słowem typowy "człowiek bez właściwości". Taki wzorzec kulturowy próbują zaszczepić nam we współczesnej Europie wpływowi ideowo postmoderniści.

Bitwa o prawdę
Jak więc dziś mówić o historii, aby nie była ona narzędziem w rękach ideologów, a zarazem pełniła z natury przynależną jej rolę identyfikacji wspólnoty? Czym jest owa wspólnota? Czy jest jakaś wspólnota?! Należy mówić o tym, co jest, a nie o tym, co chciałoby się, aby było. (Nawiasem, nieprawdziwe jest stwierdzenie Skryckiego: "na Ziemiach Odzyskanych budujemy swoją tożsamość raptem pół wieku" - na te tereny przyszliśmy już ze swoją bogatą tożsamością, nie jesteśmy prymitywnym ludkiem budującym ją od zera. Przecież nasze zainteresowanie dziejami tych ziem, również niemieckimi, wynikło z głęboko zakorzenionego w Polakach historyzmu). Wspólnota regionalna, tożsamość regionalna? Pisanki i hafty kurpiowskie, architektura tatrzańska, łowickie pasiaki, obyczajowość Tatarów polskich, kresowa gwara - to barwny, prastary ale ograniczony wyraz pełni więzi łączących społeczeństwo. Koncentrowanie się wyłącznie na nim po prostu cofa nas cywilizacyjne do szczebla bez mała plemiennego. A przecież tę drogę mamy już jakieś tysiąc lat za sobą. Postulatem moich polemistów jest, jak sądzę, "regionalizm" z domieszką niemieckiego Heimatu (kraj rodzinny). Niemiec jest rzeczywiście w pierwszym rzędzie Bawarczykiem, Saksończykiem, Hamburczykiem i dopiero później Niemcem, ponieważ Niemcy, zjednoczone pod dominacją Prus, ukształtowały się za Bismarcka 150 lat temu. Wcześniej była niezliczona ilość księstw niemieckich. U nas jest odwrotnie, najpierw jesteśmy Polakami, dopiero później Wielkopolanami, Krakusami, Pomorzanami, bo nasza tożsamość narodowa (początkowo szlachecka) poczęła kształtować się już w XII w. Pojęcie Heimatu stanowi dla Niemców istotny składnik ich tożsamości, ale dla nas jest zupełnie obce. Próba jego zaszczepiania na grunt polski to kolejny aprioryzm, skutkujący groteską i dziwactwem (i oby nie czymś gorszym).
Gdy patrzę bez chciejstw, widzę natomiast tożsamość narodową Polaków. Czy jest ona faktem, wystarczy zapytać pierwszego napotkanego przechodnia. Jest dojrzalsza, oparta na głęboko zakorzenionej świadomości wspólnych losów, dążeń, celów, bez względu czy nawet wbrew różnicom "regionalnym" i etnicznym! To wola zorganizowania życia zbiorowego według takiej metody, która da najpełniejsze możliwości realizacji potencjalności jednostki i zbiorowości. Na naszym gruncie owa metoda ukształtowała się na przestrzeni dziejów w oparciu o łacińsko-chrześcijańską etykę, będącą odniesieniem dla wszystkich płaszczyzn zbiorowej i jednostkowej aktywności: prawa prywatnego i państwowego, polityki, ekonomii, religii, nawet wojny (Paweł Włodkowic). Właśnie dlatego dzisiejszy statystyczny Polak, niekiedy nawet bezwiednie, przykłada do wszystkiego normy etyczne. To nasz cywilizacyjny copyright, odróżniający od tych państw i narodów, które uznają nie etykę a siłę.
Dziś "niemodne", czy nawet "groźne" dla współczesnych ideologów "europejskości" jest samo pojęcie narodu. Gdy mówią "naród", od razu zapala im się sekwencja czerwonych lampek: faszyzm - nacjonalizm - nazizm - hitleryzm! Od biedy tolerują "społeczeństwo", a najlepiej, gdy mówi się o jakiejś nie do końca określonej "zbiorowości jednostek". Tymczasem polska tradycja narodowa ma się do nazizmu tak, jak - że posłużę się konceptem Brunona Jasieńskiego - but do butonierki. Samo ich zestawianie jest głupie i obraźliwe. Ale to temat na zupełnie osobny artykuł.

Szkoda, że Skrycki wstydzi się przeszłości i tradycji własnego narodu. Nie sądzę, aby sąsiedzi zaczęli szanować nas dopiero wtedy, gdy sami przestaniemy się szanować. A przestaniemy się szanować, gdy rozmienimy na drobne tysiącletnie dzieje, kształtujące naszą narodową tożsamość. Narodową - ponieważ to właśnie "naród" jest podmiotem moralnym. To w nim zbierają się wszelkie historyczne doświadczenia, zwycięstwa i porażki, dorobek kulturowy, dzieła twórców kultury. Naród to duchowa esencja tych wszystkich czynników, tworząca się historycznie w sposób naturalny, a nie żadna wymyślona ideologia czy jakiś projekt, który można dowolnie przekształcać i odrzucać. Pośmiewiskiem Europy są raczej ci, którzy gotowi są lekko przeistoczyć się z Polaków w kogokolwiek, byleby zyskać poklask europejskich salonów, propagujących nowoczesne oblicze Europy - amalgamatu i chaosu, wszystkiego we wszystkim, bez właściwości, bez charakteru. Nie wiem też, gdzie dostrzegł moją "nienawiść" do Niemców, których cenię i szanuję m.in. za ich przywiązanie do tradycji.
Jego tekst rozczarował również dlatego, że był w dużej mierze atakiem na mnie, nie zaś na moje argumenty! Mniejsza zresztą o mnie, chwytów ad personam używa wobec przywołanych przeze mnie postaci historycznych. Według niego sama ich przynależność do obozu narodowego (kolejni faszyści?) miałaby ich dyskwalifikować jako polityków (Ignacy Jan Paderewski 1860-1941) i uczonych (prof. Feliks Koneczny 1862-1949). Znaczenie tych wielkich dla polskiej polityki i nauki postaci to temat na odrębny artykuł. Tu powiem tylko, że życzyłbym sobie, jak również R. Skryckiemu, ułamka dokonań Paderewskiego na rzecz Kraju i choć cząstki dorobku naukowego prof. Konecznego.

Sławomir Błęcki

do góry
2020 ©  Gazeta Chojeńska